wtorek, 21 stycznia 2014

#8 - Moja przygoda z Ziają


Witajcie :) 

Jestem typem osoby, która lubi kupować coraz to nowe kosmetyki. Kuszą mnie zazwyczaj ceną, jak i tym, do czego służą. W przypadku, gdy spodoba mi się jakiś kosmetyk z danej firmy, testuję ją dalej, kupując inne produkty, jakie oferuje, by przekonać się, czy wszystkie są dobre, czy tylko nieliczne...

Moja przygoda z Ziają zaczęła się dość niewinnie. Potrzebowałam kremu pod oczy, gdyż w tamtym okresie (studia, praca + sesja) nie spałam za wiele i miałam problem z podkrążonymi oczami i cieniami pod nimi. 

I tak podreptałam do drogerii i wzięłam pierwszy z brzegu krem, którego opis sugerował, że jest tym, czego potrzebuję. Do tego ówczesna cena, bodajże niewiele ponad 5 zł, była bardzo atrakcyjna, zwłaszcza, jak na kieszeń studenta.

Zachwycona więc kosmetykiem, przetestowałam kilkanaście innych produktów Ziaji, które chciałam wam dzisiaj przedstawić :)


1. Peeling z mikrogranulkami



Jestem fanką peelingów, a tego zwłaszcza, głównie ze względu na drobne granulki, dobre ścieranie i przecudowny zapach! Po użyciu moja skóra jest miękka, gładka w dotyku i pysznie pachnie. Po nałożeniu kremu, jest jeszcze lepiej. Plusem jest tutaj dobra cena (nie wiem, ile obecnie kosztuje, ale mnie nie wyniósł więcej niż 10 zł) i dość dobra wydajność. Jak możecie zauważyć, używam dość często a niewiele mi ubyło, nie potrzeba dużo nakładać, by starczyło na całe ciało :) 


2. Maseczka do cery tłustej 



Uwielbiam tą maseczkę, ze względu na jej bardzo dobre działanie, zwłaszcza, jeśli chodzi o moją cerę. Niweluje świecenie się, oczyszcza twarz, pory, pozostawia skórę gładką w dotyku, miękką, nie ściągniętą i odświeżoną. Efekt utrzymuje się około 2 dni (co i tak jest rekordem, jeśli chodzi o moją buzię, ponieważ zwykle używam maseczek wieczorem i nad ranem, skóra jest już zalana łojem :/). Minusem jest dla mnie cena - ponad 20 zł za opakowanie, ale uważam, że warto, ponieważ maseczka jest gęsta, więc wydajna, a mam ją od roku i zużyłam zaledwie pół opakowania.


3. Krem do stóp i dłoni 



Absolutny hit, jak dla mnie, jeśli chodzi o pomoc przy pękających piętach! Problem dziedziczny, do tego, jako że najczęściej noszę niskie buty, często mam problem z pękającymi piętami i dość dużą szorstkością stóp. Krem jest rewelacyjny!! Używam go po wypumeksowaniu stóp, zakładam skarpetki, a rano mam stópki jak niemowlak :) ponieważ krem jest bardzo gęsty i tłusty, doskonale odżywia skórę stóp i zmiękcza naskórek. Plusem jest cena, minusem dość słaba dostępność (szybko schodzi). Wielkie podziękowania, dla mojej rodzicielki, która krem wynalazła i uratowała mi życie - piątka mamo! :)

4. Bloker



Nie odważyłabym się używać go jako zwykłego antyperspirantu, ale problem pocenia rozwiązuje zawodowo. Wystarczy w pierwszym tygodniu użyć 3-4 razy pod rząd (raz dziennie) po czym 1-2 razy w tygodniu. Zapobiega poceniu i brzydkiemu zapachowi, wspomaga działanie antyperspirantu, jest wydajny i tani - około 5 zł. Bardzo mi pomógł, nienawidzę się pocić, czuję się wtedy na maksa niepewnie, ale regularne używanie tego produktu uwolniło mnie od problemu i wszystkim polecam :)

5. Krem pod oczy 




Cichy bohater. Doskonale rozjaśnia cienie, odświeża, przywraca skórze pod oczami świeższy wygląd. Idealnie nadaje się pod makijaż, ponieważ szybko się wchłania i nie zostawia zbyt tłustej warstwy. Nie wyobrażam sobie dnia bez niego! Krem dodatkowo rozświetla, ładne pachnie i zachęca niską ceną. Najlepszy krem pod oczy, jaki miałam, a uwierzcie mi, próbowałam wielu.


Z całą pewnością, jeszcze niejeden kosmetyk z Ziaji zagości u mnie na dłużej. Warto wspomnieć też o ich mydłach do ciała (zwłaszcza moim ulubionym, pomarańczowym - niestety zdjęć brak). Ziaja ma to do siebie, że sprzedaje dobre kosmetyki, łatwo dostępne i w przystępnej cenie. Szczerze polecam, bo uważam, że każdy znajdzie w szerokiej gamie kosmetyków, produkt dla siebie! :)


czwartek, 16 stycznia 2014

#7 - Maskary, która najlepsza?


Hej dziewczyny :)

Jestem obecnie posiadaczką czterech różnych maskar, których używam przy różnych okazjach. Testowałam w swoim życiu wiele maskar, ponieważ, gdy kończyła mi się jedna, kupowałam inną, której wcześniej nie miałam. Z reguły zależało mi na wodoodpornych produktach, ponieważ pracowałam i w zasadzie nadal pracuję w środowisku, w którym dobry wygląd to podstawa, więc nie może być mowy o tzw. "oczach pandy" ;)

Chciałam dzisiaj przedstawić wam 4 maskary, z niektórych jestem zadowolona, z innych mniej.

1. Thick And Fast by Soap And Glory 



Maskarę tą nabyłam razem z jakąś gazetą (była dołączona jako próbka) już dość dawno temu. Z początku jej nie używałam, testowałam wtedy inną, jednak po jakimś czasie zaczęłam i dołączyła do moich ulubionych pozycji. Po pierwsze, rzeczywiście pogrubia rzęsy i szybko schnie. Po drugie, z pogrubieniem idzie także wydłużenie, przez co oczy wydają się o wiele większe. Mimo, że maskara nie jest wodoodporna, pierwsze smugi pod oczami dostrzegam dopiero wieczorem, bez problemu wytrzymuje cały dzień, bez osypywania się. Wysoko wysoko na mojej liście.


2. Rocket Volume by Maybelline



Jestem z niej średnio zadowolona. Producent gwarantuje maksymalne wydłużenie, co nie do końca jest prawdą, bynajmniej nie zauważyłam takiego efektu na moich rzęsach. Plusem jest wygodna szczoteczka, średniej wielkości, która ułatwia aplikowanie. Maskara nie jest wodoodporna i niestety daje się we znaki, co jakiś czas trzeba kontrolować stan oczu, bo ma tendencję do osypywania się i rozmazywania, czego to bardzo nie lubię. Mimo, że Maybelline to jedna z moich ulubionych firm i posiadam całą gamę kosmetyków od nich, tusz nie do końca spełnia oczekiwania.


3. Super Extend Extreme by Avon 



Uzbierało mi się trochę kosmetyków z Avonu, nie obejdzie się także bez maskary. Używałam ją już wcześniej i byłam zadowolona. Maskara nie jest wodoodporna, ale wytrzymuje spokojnie kilka godzin bez osypywania się. Szczoteczka jest dość duża, bardzo wygodna w aplikacji. Wydłuża rzęsy bez sklejania. Mój kolor to navy blue, rewelacyjnie komponuje się z zielonymi oczami, daje na prawdę bardzo ładny kolor :)


4. 2000 Calorie by Max Factor 



Przyznaję się bez bicia, że jest to pierwszy mój produkt od Max Factor, jaki w życiu nabyłam i...cóż, odczucia do pozytywnych nie należą. Maskara jest wodoodporna, co jest dużym plusem, ALE...niestety koszmarnie się ją zmywa, nawet preparatami przeznaczonymi specjalnie do tego celu. Maskara rzeczywiście wydłuża rzęsy, choć kolosalnej różnicy to nie widziałam, co jednak jest ogromnym minusem to fakt, że koszmarnie długo schnie. A niestety rano nie mam czasu, by czekać nieskończenie długo na to, by móc pomalować oczy..


Podsumowując, ulubioną moją obecnie maskarą jest numer 1 z dzisiejszego posta, czyli cudeńko z Soap And Glory.

A wy testowałyście którąś z wyzej wymienionych? Jakie są wasze odczucia?




poniedziałek, 13 stycznia 2014

#6 - Odżywki do paznokci


Hej dziewczyny :)

Wpadam dzisiaj do was z recenzją odżywek do paznokci, jakich zdarzyło mi się używać. Mam duży problem z utrzymaniem moich paznokci w dobrym stanie, bo moja praca w największym stopniu wymaga użycia rąk, noszenia, przenoszenia, podnoszenia, otwierania, etc...często zahaczę o coś paznokciem i koniec :( 


Zastanawiałam się, może poradzicie mi jak same dbacie o paznokcie i czego używacie, a może macie coś z mojej kolekcji?


1. Cuticle Conditioner



Marka Avon. Zaczęłam jej używać jakieś pół roku temu i nie robię tego zbyt regularnie, niestety. Jedyna zaleta, jaką zauważyłam, było wyraźne zmiękczenie skórek, niestety jakiejś wielkiej pielęgnacji tam nie zauważyłam. Używa się stosunkowo prosto, zalet jednak mało. Wiem, że Avon nie jest marką na bardzo wysokim poziomie, ale bardzo cenię sobie niektóre ich produkty, zresztą 3 z 4 odżywek, które wam dzisiaj przedstawię, pochodzą właśnie z tej firmy.

2. Gel Strenght Base Coat



Znów Avon. Nie jest to co prawda typowa odżywka, ale używałam tego produktu dość długo, dla uzyskania ładnego połysku na paznokciach. Zadowolona byłam zresztą także z tego, jak ładnie przykrywał wszelkie niedoskonałości na paznokciach i stanowi doskonałą bazę pod lakier (również i na niego, co wielokrotnie robiłam)


3. 24k Gold Strenght



Ostatnia pozycja z bazy Avon. Według producenta, ma gwarantować siłę. Takowej nie zauważyłam. Nie utwardza paznokcia, nie odżywia go jakoś szczególnie, jedynie, jak w przypadku poprzedniej bazy, daje paznokciom ładny, złotawy połysk. 

4. Eveline 8in1



Kupiłam zachęcona całą masą pozytywnych recenzji i....mimo, że używałam jak producent nakazał, znów efekty marne, baaa odwrotne do zamierzonych. Zauważyłam, że paznokcie stały się bardziej łamliwe, poza tym, często po zmyciu zostają tzw "zacieki", których ciężko mi się pozbyć. Na moją mamę działa zupełnie odwrotnie i przynosi rewelacyjne skutki, nie wiem więc czemu na mnie nie działa w ogóle :(


Używałyście którejś z wymienionych pozycji? Jakich innych używacie do wzmocnienia paznokci, które mogłybyście polecić?





piątek, 10 stycznia 2014

#5 - Yankee Candle


Witajcie :) 

Chciałam dzisiaj przybliżyć wam (a w zasadzie tym, co jeszcze nie znają) cudowne Yankee Candle.

Fanką tych świec jestem już od dość dawna, ale głębiej zainteresowałam się nimi około września ubiegłego roku. 

Na początku była to tylko niewinna fascynacja, która powoli przeradza się w małą obsesję.

Tak przedstawia się część mojej kolekcji : 



Nie jest ona zapewne zbyt imponująca dla yankeecandlemaniaczek ale jest to zaledwie część, którą mam ze sobą tu, na emigracji. Druga część jest w domu w Polsce, oczekując na mój rychły przyjazd :)





I kominek, w którym palę :



Część mojej kolekcji wygrałam w konkursie organizowanym przez polskie oficjalne forum YC, na które serdecznie zapraszam! http://www.yankeecandle.pun.pl/ :)

Na dzisiejszy wieczór zaplanowałam gorącą kąpiel i zakopanie się w łóżku z dobrą książką. Jak uważacie, który zapach powinien mi towarzyszyć? ;)

A wy?

Znacie, lubicie? Który zapach darzycie największą miłością? :)




środa, 8 stycznia 2014

#4 - DIY : Rozświetlający tonik dla każdego rodzaju cery (recenzja)



Wspominałam już we wcześniejszych postach, że mam duży problem z cerą. Poza tym, że się przetłuszcza i niestety, pory są bardzo widoczne, jest również poszarzała i zmęczona, co dodaje mi niestety kilku lat..

Postanowiłam więc zmotywować się i zacząć dbać o cerę również domowymi sposobami, zamiast katować ją kosmetykami, zwłaszcza, że odnoszę czasami wrażenie, że szkodą mi, zamiast pomagać...

Poszperałam w internecie i znalazłam prosty przepis na odświeżający tonik. Co prawda jest on z reguły polecany do skóry suchej i naczynkowej, ALE..wystarczy mała modyfikacja i na tłustą też się nada :)

Czego potrzebujemy?

- Małą butelkę lub słoik
- Wodę
- Cytrynę
- Wyciąg w oczaru wirginijskiego

W proporcjach :

- Pół szklanki soku z cytryny
- Szklanka wody
- 2/3 szklanki oczaru wirginijskiego

WAŻNE!

W aptekach oczar dostępny jest pod różnymi postaciami - kremu, mydła, żelu etc. Nam chodzi o konkretny wyciąg z niego, rozpuszczalny w wodzie. Cena w granicach 8 zł.

Wszystkie składniki należy wymieszać ze sobą w podanych proporcjach. Gdy tonik jest już gotowy, należy dokładnie oczyścić twarz, a następnie nanieść tonik na wacik i dokładnie rozprowadzić na całej twarzy. Następnie nanosimy krem nawilżający i...voila! :)

BENEFITY :

- Oczar wirginijski ma właściwości antyseptyczne, antybakteryjne, redukuje niedoskonałości, ściąga pory
- Cytryna rozjaśnia skórę

A NA KONIEC...

Wspomniałam wyżej, że mimo, iż tonik nadaje się głównie do cery suchej i naczynkowej, można bez problemu używać go także na skórze tłustej - wystarczą dwie, trzy krople olejku z drzewa herbacianego. Działa przeciwzapalnie, antybakteryjnie, a w połączeniu z tonikiem, działa cuda.

Powodzenia!! :)




poniedziałek, 6 stycznia 2014

#3 - Emigracyjne perełki


Witajcie :)



Chciałam wam dzisiaj przedstawić kilka produktów, zakupionych na emigracji, których nie widziałam jeszcze w Polsce - nie wiem czy są dostępne, czy nie, wiem, że nie ma ich u mnie :) - wśród przedstawionych, są hity i kity, ponieważ nie każdy produkt kupiłabym ponownie i mówiąc szczerze, niekoniecznie je zużyję.


1. Peeling "I Love..."




W skali ocen 5/10.

Dlaczego?

Peeling ma rzeczywiście kremową konsystencję, co jest zdecydowanie na plus. Co jest na minus, to dość minimalne ścieranie - peeling nie zawiera wielu ścierających drobinek i zdecydowanie nie nadaje się do pielęgnacji bardziej wymagającej skóry. Do tego dochodzi zapach - ciężki i zbyt słodki, na skórze wręcz przyprawia o mdłości. Lubię kosmetyki z tej serii - głównie żele pod prysznic - ale peeling mnie nie zachwycił, nie zużyję go zapewne do końca.

2. Peeling "Victoria's Secret"




W skali ocen 10/10.

Dlaczego?

Mnóstwo, na prawdę mnóstwo ścierających drobinek! Peeling jest bardzo gęsty, wydajny i cudownie pachnie. Tego typu produktów używam zawsze na suchą skórę, po czym spłukuję. W tym przypadku niemożliwym jest użycie go na sucho, należy jednak nieco zwilżyć skórę. Efekty bardzo mnie zadowalają, skóra jest dobrze złuszczona, nawilżona i pachnąca. Zdecydowanie kupiłabym ponownie :)

3. Wypełniacz zmarszczek "Trish McEvoy"




W skali ocen 5/10.

Dlaczego?

Nie zachwycił mnie, chociaż nie spodziewałam się cudów. Mam niestety problem z cienami pod oczami, których za nic nie mogę się pozbyć i niczym nie potrafię zakryć. Wypełniacz co prawda nieco spłyca bardziej widoczne linie pod oczami, nie trzyma się jednak zbyt długo i nie daje spektakularnego efektu, niezależnie od tego, czy nakłada się potem makijaż, czy nie. Zapewne wykończę go, ale nie kupię więcej.

4. Woda toaletowa "Victoria's Secret"




W skali ocen 8/10.

Dlaczego?

Świeży, choć jak w przypadku VS, również bardzo słodki. Grapefruitowa nuta zapachowa. Dałam mu 8 punktów, ponieważ nie jestem w stanie ocenić, jak długo będzie się trzymać na skórze. Nie próbowałam go jeszcze, czeka na specjalną okazję :) jeśli jednak sprawdzi się, z pewnością jeszcze po niego sięgnę.

5. Benefit "Porefessional"



W skali ocen 9/10.

Dlaczego?

Mam niestety bardzo wymagającą, tłustą skórę i widoczne pory. Próbowałam już wszystkiego, by je zakryć, ale każda próba kończy się fiaskiem, naszła mnie nawet myśl, że nie ma kosmetyku stworzonego dla mnie, bo żaden podkład nie radzi sobie z tym zadaniem :( ten kosmetyk jednak podołał, no przynajmniej częściowo. Nadaje się pod makijaż dzięki lekkiej formule, rzeczywiście zakrywa nieco pory, ale nadaje się z pewnością dla dziewczyn, mających mniejsze problemy z cerą, niż ja. Mimo to daję 9 punktów, bo to najlepszy tego typu kosmetyk, jaki miałam :)


6. Błyszczyk "Victoria's Secret"



W skali ocen 7/10.

Dlaczego?

Jak w przypadku VS, o czym już wspominałam, kolorowo i słodko. Na plus. Co mi się bardzo nie podoba to fakt, że błyszczyk jest strasznie gęsty, ciężko go rozprowadzić i jest bardzo klejący. Dyskomfort podczas mówienia, bo skleja usta, strasznie klei też palce, jeśli się go dotknie.

7. Peeling do ust "LUSH"



W skali ocen 7/10.

Dlaczego?

Ładny zapach, na plus. Jednak smak już niekoniecznie. Zastosowanie peelingu banalnie proste, w założeniu ma ścierać i nawilżać, jak jest na prawdę...tylko ściera. Do tego ta czekolada, smakuje jak terpentyna. Nie zagości u mnie więcej. Zdecydowanie wybieram peeling domowej roboty, z połączenia miodu i cukru. Dobrze ściera i nawilża, a do tego te słodkie i całuśne usteczka, mmm :)

8. Balsam do biustu "Beauty Parlour"



W skali ocen 3/10.

Dlaczego?

Nie wiem w zasadzie, po co kupiłam. Szukałam kosmetyku nawilżającego na te wrażliwe okolice, niestety, ten produkt mnie nie zachwycił. Używałam go jakiś czas, nie zauważyłam żadnych zmian na lepsze, żadnego nawilżenia, do tego dostałam paskudnej wysypki :( nie poleciłabym nikomu. I sama też się już nie pokuszę.


A wy? Jakie macie ulubione kosmetyki do pielęgnacji ciała, ust? A może miałyście okazję spróbować kiedyś tych, o których dzisiaj mówiłam? :)

niedziela, 5 stycznia 2014

#2 - Pierwsze kroki z olejowaniem

Mam obsesję.

Na punkcie włosów.

Nigdy nie robiłam z nimi nic szczególnego, bo zanim wyjechałam na emigrację (z której na szczęście już niedługo wracam), nie widziałam potrzeby, by zanadto się nimi zajmować. Zazwyczaj wystarczał dobry szampon i odżywka. Podcinałam co miesiąc, nie używam suszarek, lokówek, prostownicę od wielkiego święta, nie spinałam też gumką, więc włoski rosły sobie ładnie, w dobrym stanie, opadały mi na ramiona i cieszyły swoją obecnością.

Niestety, do czasu.

Na emigracji woda okropna. Twarda, chlorowana. Koszmar dla włosów i skóry. I tak po dwóch latach zauważyłam, jak boleśnie odbiła się na stanie moich włosów. Z uwielbianego przeze mnie naręcza blond kosmyków, zrobiły się szare, matowe, zniszczone i okropnie suche. Nadal nie przekonałam się do suszarek i lokówek, ale praca w dusznym i zakurzonym pomieszczeniu zmusiła mnie do spinania włosów, coraz już dłuższych, by na oczy nie zachodziły. A potem przychodził wieczór, czas mycia, a ja czułam się, jakbym ręką po tarce jeździła, w takim stanie moje smętnie obecnie zwisające kosmyki były. 

Przeszukałam google.

I trafiłam na artykuły o olejowaniu. Z początku olałam. Jaki jest sens olejować włosy, skoro ta woda i tak wszystko zniszczy? Szkoda mi było pieniędzy i zachodu. Ale coś zrobić musiałam. I tak natrafiłam na to cudo :



Całkowitym przypadkiem wypatrzyłam go na okładce katalogu Avon i stwierdziłam, że od czegoś zacząć trzeba. Kurzył się na półce przez dwa miesiące, aż w końcu zdecydowałam się go użyć. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania. Wtarłam olejek w mokre włosy, po myciu i zostawiłam na noc. Rano okazało się, że ponowne mycie włosów nie jest potrzebne. Włosy były puszyste, pachnące i cudownie nawilżone. Nie używam go jednak codziennie, z reguły, dwa razy w tygodniu i jak widzicie, powoli mi się kończy. Jestem jednak zachwycona działaniem i na pewno do niego wrócę.

Jednak mój romans z drugim cudem, które znalazłam (również przypadkiem) w sklepie, jest nieco bardziej skomplikowany :



Olej ten nakłada się bowiem na umyte i mokre włosy wieczorem i zostawia na całą noc. Nie mam niestety czasu, by myć rano włosy, więc użyłam jak do tej pory tylko raz, męcząc się okrutnie, bo po nałożeniu na włosy i skalp, miałam na głowie okropnie oleiste strąki, a tego wręcz nienawidzę. Efektu wielkiego rano nie zauważyłam, ale nie skreślam oleju od razu, bo wiem, że niestety w tym przypadku na efekty regeneracji przyjdzie mi trochę poczekać. Jestem jednak pełna optymizmu, bo chcę znów mieć śliczne blond kosmyki, a nie szare, brzydkie nie wiadomo co...

A wy? Używacie olejów, polecacie jakiś, jakie są wasze wspomnienia z nimi związane? Używać dalej, czy próbować coś innego?


sobota, 4 stycznia 2014

#1 - Jak zacząć?

Witajcie! 

Długo nosiłam się z zamiarem napisania bloga, jednak stało się coś, co mnie do tego skłoniło.

Nowy Rok. Nowe postanowienia, które tym razem zamierzam spełnić w 100%. Nie będzie łatwo, to wiem, nie będzie lekko, też to wiem, pewnie wiele razy będę nosiła się z zamiarem rzucenia wszystkiego, schowam się w kącie płacząc i pochłaniając wielką czekoladę, ale powiedziałam sobie coś, co już wcześniej mówiłam i nigdy nie byłam w stanie zrobić - bądź silna! Nie dla kogoś, dla siebie!

O czym chcę napisać bloga? O wielu rzeczach. Przede wszystkim, o mojej walce z nadwagą. Sporą. Na prawdę sporą. Jak do tego doszło? Nie, nie jestem dużej kości, mam tendencje do tycia, to fakt, ale po prostu za dużo jem. Zajadam smutki, głównie słodyczami. Pobudkę zgotowałam sobie kilka tygodni temu, kiedy zauważyłam, że ciężko mi schylić się i zawiązać buty, bo brzuch już przeszkadza. Przeraziłam się, załamałam...i postanowiłam działać!

O czym jeszcze? Uroda. Makijaż. Codzienna pielęgnacja.

Wiem, że od nowego roku, nie tylko ja postanowiłam zapisać te karty od nowa. Czy się uda? W to wierzę. 

A was zapraszam do czytania, komentowania. Pierwszy, poważny post już wkrótce. Będą porady, będą pytania, będzie zabawnie, refleksyjnie czasami i co ważne - będą też nagrody!

:)