wtorek, 7 października 2014

#16 - Jak to właściwie z tym szczęściem jest?

Hej dziewczyny.

Nie pisałam długo, bo mój nastrój, mówiąc brzydko, był po prostu gówniany. Nie miałam siły, chęci, ani kasy, na kupowanie, testowanie, recenzowanie. 

Przyszedł czas, na przemyślenie swojego życia, od podstaw, jako, że jestem osobą "in her mid-twenties" a za największe osiągnięcie mojego życia uważam...no właśnie, co?

Długie nocne rozmyślania, doprowadziły mnie tylko i wyłącznie, do stwierdzenia, które mrozi krew w żyłach - nie osiągnęłam nic. 

Zajmuję się banalnymi rzeczami, jako, że dążę do hedonistycznego podejścia życiowego, skupiłam się na rzeczach, które przynoszą mi radość, ale jednocześnie nie podwyższają mojego standardu życia, ani nie podnoszą moich kwalifikacji. 

Mam siedmioletnie doświadczenie w pracy biurowej, czteroletnie w ubezpieczeniach, w prowadzeniu sklepu internetowego, zdobyłam doświadczenie w Wielkiej Brytanii, biegle władam angielskim, a przynajmniej tak mi się wydaje. Brzmi jak dobra reklama, prawda? 

Ale taką nie jest.

Po powrocie do ojczyzny, znalazłam zatrudnienie w gównianym sklepie. Nie mam nic do kasjerek i nie uważam, że jest to zawód, który uwłacza godności człowieka. Problemem jest mój sklep, mobbing w nim i podejście do pracownika, a raczej jego brak. Codzienna harówa, śmieszne pieniądze, perspektywy na przyszłość - wielkie ZERO. 

Przeglądam ogłoszenia, dodaję swoje, reklamuję się gdzie się da i co? A nic. W ciągu trzech miesięcy dostałam aż dwa telefony. 

Płacz. Płacz. I jeszcze raz płacz. 

Zewsząd widzę osoby, które coś w życiu osiągnęły. Znajomych, mających fajne prace. Zadowolonych z życia. 

Wszystko miało się zmienić. 

Skasowałam facebooka, żeby skupić się na szukaniu pracy i własnego szczęścia. Zapisałam się do szkoły, żeby polepszyć sobie standard życia.

Po miesiącu od wielkich zmian i postanowień, wątpię w sens tej nauki, na myśl o szukaniu kolejnych ogłoszeń o pracę robi mi się niedobrze, a telefon, co wieczór mam ochotę rzucić o ścianę, tylko dlatego, że znowu, przez cały dzień NIKT nie zadzwonił. 

Hołduję zasadzie, że cierpliwość jest cnotą i popłaca. Ale...ile można? Ile można się starać, być niedocenianym, czekać na swoją szansę, która nie nadchodzi, mimo prób? 

Czasami sobie myślę, że ten Pan z góry, niezbyt dba o swoje owieczki. No albo, ma swoich ulubieńców. Po prostu.

Quo Vadis, szczęście ty moje?

poniedziałek, 31 marca 2014

#15 - Test odżywki Syoss


Hej dziewczyny!

Wiosna przyszła, słoneczko wyszło, to i czasu na bloga i na komputer nieco mniej, zwłaszcza, że zaczęłam pracować. Wpadam do was jednak z recenzją odżywki, w której jestem obecnie zakochana i już żałuję, że nie kupiłam jej w hurtowej ilości, gdy miałam okazję..

Z marką Syoss znam się już od dawna, jednakże, ze względu na jej bardzo małą dostępność na emigracji, a także dość wysoką cenę w Polsce, mieliśmy około trzyletnią przerwę. 

Jednak traf chciał, że pojawiłam się w słynnej drogierii na R, rychło w czas - czas promocji. I tak wypatrzyłam produkty marki Syoss przecenione o niemal 50%. Kończyła mi się akurat odżywka, więc postanowiłam skorzystać z nowości oferowanej przez Syoss, jaką była gama produktów (szampon, odżywka, maska) z keratyną. Do tej marki mam szczególne zaufanie i liczyłam na to, że nie zawiodę się i tym razem. Co mogę powiedzieć, po miesiącu stosowania tego cuda? 




Po pierwsze : odżywka przeznaczona jest w teorii do włosów suchych. Moje się przetłuszczają, ale mniej więcej od połowy długości są suche i połamane, końcówki rozdwojone i puszą się, co doprowadza mnie do szewskiej pasji. Nie zauważyłam jednak, by po użyciu włosy przetłuszczały mi się bardziej, co jeszcze utwierdziło mnie w przekonaniu, że jest to marka na miarę swojej ceny.

Po drugie : Jest bardzo wydajna. Myję włosy codziennie, odżywkę mam od miesiąca, jeszcze mi trochę zostało, jest dość rzadka, ale niewielka jej ilość wystarcza nawet na dłuższe włosy. Podejrzewam, że gdybym ograniczała się nieco, używając mniej produktu, miałabym jeszcze pół butelki :) poza tym, cudownie pachnie!

Po trzecie : I najważniejsze - działa! Nie splątuje włosów, rozczesanie ich jest dziecinnie proste, koniec kołtunów i szczotki pełnej włosów. Włosy cudownie pachną, są nawilżone, miękkie w dotyku, a już po paru użyciach można zauważyć widoczną różnicę. Są gładsze, końcówki bardziej odżywione, śliskie w dotyku, co wręcz ubóstwiam, nie przetłuszczają się tak szybko, a wręcz przeciwnie - nawet wieczorem, przed myciem, nadal pięknie pachną i przyjemnie się je dotyka! Do tego, codziennie wieczorem bacznie przyglądałam im się w lustrze i zauważyłam coraz mniejszą ilość "odstających" włosów, a czupryna wyglądała na o wiele zdrowszą.

Jedynym minusem według mnie jest cena, bo zarówno szampon jak i odżywka kosztują mniej więcej 15 zł (mnie udało się upolować za 8!), jednak uważam, że można im to wybaczyć, ponieważ kosmetyk jest tego wart i wiem, że będę regularnie go stosować.

A do tego ostatnio moja fryzjerka, dotykając moich włosów, pochwaliła, że dbam o nie, że zrobiły się bardziej miękkie i odżywione i już nie tak suche, zwłaszcza na końcach i jest to chyba ostateczny argument, który przekonał mnie, że warto po ten kosmetyk sięgać jak najczęściej, bo efekty są zachwycające. 

Poza tym zapowiadam, że w związku z faktem, iż mam obsesję na punkcie pięknych włosów (już chyba nawet o tym wspominałam na blogu :D) recenzje produktów do włosów będą pojawiały się dość często. Jest to również związane, z otwarciem mojego ukochanego sklepu (i to niedaleko mego domu!) z profesjonalnymi kosmetykami do włosów, do którego już niebawem się udaję, z zamiarem przepuszczenia wypłaty! :D

Tymczasem zostawiam was i...lecę na randkę z Syossem! :)

środa, 12 marca 2014

#14 - Smoothies


Hej dziewczyny!

Przyznaję bez bicia, że uwielbiam Smoothies! Omijam szerokim łukiem sklepy, oferujące te cuda, w przeróżnych postaciach, ponieważ mnie po prostu na to nie stać. Przy obecnych cenach, nie stać mnie również na picie Smoothies kilka razy dziennie, lub zastępowanie nimi posiłków (tych pobocznych przynajmniej). Jednak ponieważ chce schudnąć, poszperałam trochę w internecie i znalazłam rozwiązanie, które nie zrujnuje mojej kieszeni, zakładając picie Smoothies 2x w tygodniu przed i po treningu, a także dodatkowo wspomagający zrzucanie wagi. 

I tak powstał pre-workout Smoothie, czyli po prostu coś, co przed dużym wysiłkiem jest po prostu niezbędne. A dlaczego? Ano dlatego, że dostarcza niezbędnej energii, dla większego wysiłku, a dodatkowo syci, co pozwala na dłuzszy i intensywniejszy trening.

Do przyrządzenia tego Smoothie, wystarczą tylko :

- Mrożone owoce (truskawki, jagody, co wam pasuje) : pół szklanki
- Pół banana
- Pół szklanki odtłuszczonego jogurtu greckiego (może być zwykły)
- 1/4 szklanki mleka sojowego (najlepiej migdałowego)
- Kostki lodu

Wszystko wymieszać i wypić 30-60 minut przed treningiem.


Po treningu należy zaopatrzyć się w post-workout Smoothie, który pozwoli naszym mięśniom zregenerować się po intensywnym wysiłku, nawodni nas. Powinien składać się z niewielkiej ilości węglowodanów, i sporej ilości protein, oraz być wypity od 30 minut do maksymalnie 2 godzin po treningu. 

Składniki : 

- Odrobina cynamonu (około pół łyżeczki) 
- Łyżka stołowa masła orzechowego
- Szklanka lodu
- Średni banan (może być mrożony)
- Pół szklanki mleka sojowego
- 1/3 szklanki jogurtu waniliowego, odtłuszczonego

Zmiksować i wypić.

Moim absolutnym faworytem, jeśli chodzi o Smoothies, stał się jednak ten, który przyczynia się do utraty wagi. Napakowany mnóstwem wartości odżywczych, ale o małej kaloryczności. Do przygotowania będziemy potrzebować : 

- 3 do 5 kostek lodu
- Pół banana
- Szklanka owoców typu truskawki, jagody, co wam pasuje
- 3/4 szklanki mleka sojowego
- 1 duża łyżka nasion Chia

Zmiksować i wypić. Idealny, jako przekąska, niezalecane jest jednak, zastępować pełnych posiłów (typu obiad) tylko shakiem, możecie jednak z powodzeniem wypić go na drugie śniadanie, lub kolację :)

Do tego Smoothie można jeszcze użyć protein białka, do kupienia w sklepach z suplementami, ja jednak odpuszczam sobie ten składnik, bo takim cudom, to nie ufam :) nasiona Chia (szałwii hiszpańskiej) są napakowane witaminkami i wszelkimi innymi dobrociami, więc składnik ten jest PODSTAWĄ tego Smoothie. Nasiona Chia są jednak dość drogie, można je dostać w sklepach ze zdrową żywnością (a przy użyciu 2x w tygodniu powinny na trochę starczyć), można je też dodać do masy innych potraw, należy jednak pamiętać, by nie przekraczać dziennej zalecanej dawki 15g. Można je dostać również w sklepach internetowych, najtańsza opcja jaką znalazłam w healthystore.pl, kosztuje niecałe 18 zł za 250g. Zamiast mleka sojowego, można użyć zwykłego, chociaż szczerze polecam wam przerzucić się na mleko sojowe, przynajmniej do robienia Smoothies - to, o smaku migdałowym jest przepyszne, choć pewnie co niektórym ciężko w to uwierzyć, spróbujcie! Też miałam obiekcje, ale kiedy spróbowałam....pyszota! :)


W tym tygodniu wprowadzam mój plan w życie - kupuję rolki i intensywne odchudzanie zaczyna się na poważnie :) chociaż muszę się pochwalić, że od zeszłego tygodnia, dzięki intensywnym spacerom (przygotowuję się do biegania) po około 5-6 km / h zrzuciłam 1,5 kilo. Niby nic, ale cieszy :D i motywuje do dalszego działania!

Mikser w dłoń i......smacznego! :)

sobota, 1 marca 2014

#13 - Pierwsze kroki z olejem Khadi


Hej dziewczyny!

Dzisiaj parę zdań o słynnym już oleju do włosów Khadi, który w końcu zdecydowałam się wypróbować. 

Kluczowym aspektem dla mnie, przy wyborze tego produktu, był przede wszystkim naturalny skład : 



Produkt zawiera między innymi olej kokosowy, rycynowy, sezamowy, rozmarynowy i karotenowy. Każdy znany z wielu dobrodziejstw, jeśli o włosy chodzi :) 

Według producenta, olej stymuluje przyrost włosów i zapobiega wypadaniu, przeciwdziała wypadaniu, rozdwojonym końcówkom, zwiększa objętość.

Użyłam go zaledwie dwa razy, ale widzę już poprawę. Przede wszystkim włosy wyglądają zdrowiej. Są bardziej miękkie i puszyte i w dotyku nie przypominają już snopu siana ;) końcówki są nadal suche, ale nie spodziewam się rewelacyjnych efektów po zaledwie dwóch próbach - kupiłam go w zasadzie tylko ze względu na to, że przeczytałam fantastyczne opinie na temat tego, jak olej przyspiesza porost włosów, co jest mi bardzo na rękę, bo marzę o bujnej czuprynie :D 


Na opakowaniu nie dopatrzyłam się, ile razy w tygodniu należy go używać. Zdecydowałam się więc robić to 2 razy na tydzień, na suche włosy. Nie zostawiam na noc, ponieważ nie wyobrażam sobie spania w tak tłustych włosach. Wmasowuję go w skalp i włosy na całej długości, ze szczególnym uwzględnieniem końcówek, chociaż dla lepszego efektu mieszam ten olej (na końcówkach) z olejkiem kokosowym Vatika (wspomniałam o nim bodajże w notce numer 2) i zostawiam na około godzinę, półtorej.




Mimo, że nie mogę jeszcze powiedzieć o rewelacyjnych efektach, te już są i to widzoczne! Po upłynięciu odpowiedniej ilości czasu, zmywam olej - najpierw dokładnie moczę włosy ciepłą wodą, potem je myję szamponem Dove - hair repair, a na koniec używam odżywki Elisse do suchych i zniszczonych włosów (odżywka Biedronkowa, za skromne 4,99 zł :) ) chociaż nakładam ją od połowy włosów, by zbytnio nie obciążać i po chwili zmywam. I mogę z całą pewnością powiedzieć, że takiego efektu nie uzyskałam nigdy tylko po umyciu włosów, więc daję olejowi 9/10! 

Dlaczego nie 10?

Z dwóch powodów. Cena jest nieco wysoka, choć z drugiej strony, przy używaniu 2x na tydzień, olej starczy nam na długo, więc można im to wybaczyć. Po drugie zapach - koszmar. Wiem, że jest to głównie zasługa składu, ale i tak ciężko wytrzymać. Mimo to, z efektów, jak i z samego oleju jestem póki co bardzo zadowolona i polecam go wam z czystym sercem :)

A może któraś z was miała i próbowała już? :)



niedziela, 23 lutego 2014

#12 - Przedwiosenny przegląd szafy


Hej dziewczyny :)

Dzisiaj nieco z innej beczki, bowiem zrobiłam sobie przegląd mojej szafy i złapałam się za głowę - wiosennych ciuchów jak na lekarstwo! A pogoda i wczoraj i dzisiaj, wręcz cudowna! 

Przejrzałam więc oferty sklepów, zarówno tych internetowych, jak i stacjonarnych, żeby poszukać czegoś dla siebie :) chciałabym ubierać się bardziej kobieco i elegancko, a nie tak, jak teraz, bo po pierwsze nie wyglądam w tym zbyt elegancko a po drugie, mam już dość obecnego stylu.

Wrzucam zatem kilka szmatek, które wyszukałam :


Szukałam tej koszuli od bardzo dawna i cieszę się, że wreszcie na nią trafiłam, cena też nie powala na kolana i nie przyprawia o łzy, bowiem kosztuje około 40 zł. Zniosę :)


Muszę ją mieć! Cena podobna, jak ta wyżej, a na lato, do spodenek albo spódniczki, jak znalazł :D no i niebieski pasuje do mnie, gdyż jestem blondynką :)


Urzekł mnie misz-masz. Krateczki małe i duże z gładkim wykończeniem. Cena również około 40 zł.


Ot, zwykła. Chociaż lubię kolory. Cena podobna do pozostałych, chociaż ze wszystkich wymienionych, do tej jestem najmniej przekonana :)


Cudna! Podoba mi się i kolor i wzór. Chociaż nie wie zbytnio, jak będę wyglądać w kołnierzyku. Nie przypominam sobie, bym miała kiedykolwiek coś podobnego w swojej szafie.


Zakochałam się od pierwszego wejrzenia i to z całą pewnością, będzie mój numer jeden podczas jesiennych polować ciuchowych! Wzór śliczny, kolor też, do jeansów, lub bardziej eleganckich spodni, jak znalazł :D


W moim przypadku, jedynym problemem, jest obwód w biuście - nieco większy niż standardowy :P pocieszam się jednak, że gdy zejdę z wagi i obwód w biuście się zmniejszy (niestety :P) więc może jednak coś na mnie będzie pasować :)

Co myślicie? Założyłybyście coś z tego, co umieściłam? :)



wtorek, 18 lutego 2014

#11 - Liebster Blog Award!


Hej dziewczyny :)

Długo mnie tu nie było, gdyż zrobiłam sobie małe wakacje i czasu na neta było jak na lekarstwo. Ale już wróciłam i ze zdumieniem, ale i wielkim uśmiechem, przyjęłam wiadomość, że zostałam nominowana do Liebster Blog Award! Zapewne większość z was wie, na czym to polega, dla pewności jednak wyjaśnię zasady tym, którzy nie wiedzą :)

"Nominacja do Liebster Blog Award, otrzymywana jest od innego blogera, w ramach uznania, za dobrze wykonaną pracę. Pozwala również blogom o mniejszej ilości obserwatorów, na zdobycie nowych czytelników. Należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała, następnie nominować 11 osób, informując je o tym, oraz zadać 11 własnych pytań. Nie można jednak nominować osoby, która nominowała Ciebie" 

I tu moje nominacje - niestety nie 11, jak było w regulaminie, nieco mniej, gdyż nie mam zbytnio czasu, na poszukiwanie ciekawych blogów, nad czym bardzo ubolewam. 

Nominacje : 

http://katrinaaa-livinglondonlife.blogspot.com/
http://patchedpillow.blogspot.com/
http://agusiak747.blogspot.co.uk/


A teraz odpowiem na pytania, jakie mi zadano :) 

1. Czym kierujesz się, wybierając coś do poczytania?

W zasadzie, przyznam się bez bicia, najczęściej jest to opinia znajomych. Często sięgam po książkę, która została zekranizowana, bo sama wcześniej o niej nie słyszałam. Lubię książki, których akcja rozgrywa się w czasach II wojny światowej i wcześniej, dlatego najczęściej moim wyborem, kieruje właśnie ta tematyka. 

2. Gdzie znajdujesz spokój, wśród ludzi, czy może w cichym zakątku?

Zdecydowanie w cichym zakątku. Najczęściej zamykam się u siebie w pokoju, albo idę na długi spacer nad morze, gdy pozwala pogoda, przesiaduję na plaży, słuchając szumu fal, bardzo mnie to uspokaja :)

3. Co lubisz robić, gdy masz wolne?

Długie spacery z przyjaciółką, książki / film. Zależy od nastroju.

4. Z jaką postacią literacką, najbardziej się utożsamiasz?

Trudne pytanie. Chyba powiem, że z Legolasem. Mam dobre serce, ale ludzie, kierując się uprzedzeniami, często tego nie widzą i źle mnie oceniają.

5. Co jest Twoją największą pasją?

Fotografia, zdecydowanie. I Benedict Cumberbatch :P

6. Jeśli miałabyś zrobić sobie tatuaż, co by to było i dlaczego?

Albo napis, którego póki co nie zdradzę, bo i tak go sobie zrobię, na nadgarstku, albo Orzełek, polskie godło. Jestem patriotką :)

7. Czym jest dla Ciebie przyjaźń?

Balsamem dla duszy :) nie wyobrażam sobie życia, bez przyjaciół.

8. Jakie cechy cenisz u innych, a które Cię denerwują?

Trudne pytanie, mogłabym gadać godzinami o tym, ale w skrócie - nienawidzę zazdrosnych, zawistnych, dwulicowych kłamców. I facetów, którzy zdradzają. Uwielbiam za to poczucie humoru, dobre serce i ludzi, którzy czują empatię.

9. Kto jest Twoim idolem?

Benedict Cumberbatch (aktor) , Thomas Morgenstern (skoczek narciarski) i Dominic Howard (perkusista Muse), każdy z innego powodu :)

10. Najmilsze wspomnienie smakowe z dzieciństwa?

Sorbety lodowe - pyyycha! :)

11. Kto lub co, ma na Ciebie największy wpływ?

Sama na siebie wywieram największy wpływ. Nie chcę by inni, kierowali moimi wyborami. Bo to w końcu moje życie :)


A teraz moje pytania :)

1. Co skłoniło Cię, do prowadzenia bloga?
2. Czy chciałabyś mieszkać w innym kraju, jeśli tak, to w jakim i dlaczego?
3. Ulubiony rodzaj muzyki?
4. Lubisz czytać książki?
5. Co myślisz o "gender"?
6. Jak myślisz, dlaczego Polska jest tak bardzo znienawidzona i wyśmiewana na arenie międzynarodowej?
7. Czy masz przyjaciół w innych krajach (nie Polaków)
8. Ulubione zwierzę?
9. Pierwsza myśl, po przebudzeniu?
10. Czego używasz do pielęgnacji włosów i paznokci?
11. Jaką sławną osobę, chciałabyś poznać i dlaczego?


W następnym wpisie, podzielę się z Wami wrażeniami, na temat oleju do włosów Khadi (który wreszcie, po długich bojach otrzymałam) oraz bazy pod podkład i pod cienie od Paese.

Miłego wieczorku! :)

wtorek, 4 lutego 2014

#10 - Odchudzanie czas zacząć! :)


Hej dziewczyny! :)

Dzisiaj nieco nietypowy wpis, bo od początku bloga pisałam głównie o kosmetykach, jednak założenie tego bloga było takie, bym miała motywacje do gubienia zbędnych kilogramów. Dzisiaj więc, zaczęłam sobie układać plan, mający na celu zmotywowanie mnie i zorganizowanie, ponieważ lato coraz bliżej, a kilogramów nie ubywa :( 

Jestem wielką fanką kawy. W każdej możliwej postaci, zwłaszcza smakowej, z dodatkami, ze Starbucksa, lub innej kawiarni, oferującej szeroki wachlarz smaków. Ostatnio jednak odkryłam tablicę kaloryczną tego typu kaw i złapałam się za głowę! Jedna kawa niekiedy ma +700 kalorii! Dlatego tej zimy, nie zafundowałam sobie jeszcze tej wątpliwej, kawowej przyjemności, nawet wczoraj podczas spotkania z przyjaciółką zamieniłam kawkę na herbatkę z syropem porzeczkowym :)

Całkiem przypadkiem znalazłam jednak prosty sposób, by nie odmawiać sobie tej przyjemności, ale zmniejszyć liczbę kalorii o 600 (!!)

Jak? Jest tylko jedna, mała i prosta rada - odtłuszczone mleko! W większości sieciowych kawiarni, można skomponować sobie swój własy napój. I tak caffee latte i podwójne carmelowe machiatto, tracą prawie 600 calorii, tylko dzięki dodaniu odtłuszczonego mleka. Cynamonowe latte, tak skomponowane to tylko 90 kalorii a cappucino - zaledwie 60 :)

Jeśli jednak wolicie omijać z daleka owe kawiarnie, bo i kalorie i uszczerbek dla portfela (to był jeden z powodów, dla których już od dawna żadnej nie odwiedziłam), mam dla was banalnie prosty przepis na mało kalorycznego shake'a!

A potrzebujemy tylko :

- 3/4 szklanki mleka migdałowego (ja używam sojowego z Alpro)
- około 15 kostek lodu
- pół łyżki wanilii
- 1 lub 2 łyżki niesłodzonego kakao
- 1/3 banana

Wrzucamy wszystko do blendera, miksujemy, dopóki wszystkie składniki się nie połączą, a lód nie skruszy. Wygląda tak : 




A smakuje! MNIAM!! :)

sobota, 1 lutego 2014

#9 - Dove : Pure & Sensitive


Witajcie :)

Dość długa przerwa spowodowana była, jak już wspominałam w którejś notce, zbliżającą się przeprowadzką. Na szczęście już po wszystkim, nerwów było co niemiara, ale zdążyłam bezpiecznie wylądować i się zadomowić, choć nie do końca. Nadal nie bardzo ogarniam, co się dzieje :D 

Wpadam do was dzisiaj z recenzją kosmetyków Dove, linii Pure and Sensitive, z którą zdążyłam się już zapoznać, ALE nie testowałam ich na tyle długo, by móc wam powiedzieć, jaki długotrwały wpływ miały / mają na moją skórę. Jak już wspominałam, mam tłustą cerę, ale skóra na reszcie mojego ciała, jest bardzo wrażliwa. Do tego często mam problem z miejscowym przesuszeniem. Dlaczego uważam, że ta linia kosmetyków będzie dla mnie idealna? Otóż dlatego : 






Słowem kluczowym w tej linii kosmetyków jest "BEZ". A więc :


- Bez parabenów
- Bez dodatków zapachowych
- Bez barwinków
- Bez alkoholu
- A do tego hipoalergiczne

Zacznijmy od antyperspirantu : 




Obecnie używam jeszcze antyperspirantu Dove ale z innej linii, jednak przekonują mnie one do siebie, ponieważ skutecznie chronią przed potem :) dodatkowo ten przedstawiony, jest bezzapachowy, więc nie ma ryzyka alergii, nie zawiera barwników, parabenów i alkoholu. Dla wrażliwej skóry jak znalazł, dodatkowo chroni delikatną skórę pod pachami.




Żel pod prysznic, hipoalergiczny, bez parabenów, do skóry wrażliwej. Zawiera nutrium moisture, doskonale nawilża i chroni delikatną skórę, przeznaczony do skóry suchej i wrażliwej. Testowany klinicznie.




I na koniec balsam do ciała, bez alkoholu i zapachu, testowany klinicznie, hipoalergiczny, dla suchej i wrażliwej skóry. Dodatkowo jest bardzo gęsty, przez co wydajny.

Z serii Pure & Sensitive możemy również nabyć kostkę myjącą (nie będącą jednak obecnie w moim posiadaniu)

Cena poszczególnych kosmetyków jest różna, w zależności od sklepu, ale przeciętnie za antyperspirant zapłacimy około 11 zł, za żel około 10 zł a za balsam około 16 zł.

Warto wspomnieć, że seria Dove nie zawiera powszechnie występujących alergenów, przez co przeznaczona jest nawet dla bardzo wrażliwej skóry.

A wy, próbowałyście któryś z tych produktów? :)



wtorek, 21 stycznia 2014

#8 - Moja przygoda z Ziają


Witajcie :) 

Jestem typem osoby, która lubi kupować coraz to nowe kosmetyki. Kuszą mnie zazwyczaj ceną, jak i tym, do czego służą. W przypadku, gdy spodoba mi się jakiś kosmetyk z danej firmy, testuję ją dalej, kupując inne produkty, jakie oferuje, by przekonać się, czy wszystkie są dobre, czy tylko nieliczne...

Moja przygoda z Ziają zaczęła się dość niewinnie. Potrzebowałam kremu pod oczy, gdyż w tamtym okresie (studia, praca + sesja) nie spałam za wiele i miałam problem z podkrążonymi oczami i cieniami pod nimi. 

I tak podreptałam do drogerii i wzięłam pierwszy z brzegu krem, którego opis sugerował, że jest tym, czego potrzebuję. Do tego ówczesna cena, bodajże niewiele ponad 5 zł, była bardzo atrakcyjna, zwłaszcza, jak na kieszeń studenta.

Zachwycona więc kosmetykiem, przetestowałam kilkanaście innych produktów Ziaji, które chciałam wam dzisiaj przedstawić :)


1. Peeling z mikrogranulkami



Jestem fanką peelingów, a tego zwłaszcza, głównie ze względu na drobne granulki, dobre ścieranie i przecudowny zapach! Po użyciu moja skóra jest miękka, gładka w dotyku i pysznie pachnie. Po nałożeniu kremu, jest jeszcze lepiej. Plusem jest tutaj dobra cena (nie wiem, ile obecnie kosztuje, ale mnie nie wyniósł więcej niż 10 zł) i dość dobra wydajność. Jak możecie zauważyć, używam dość często a niewiele mi ubyło, nie potrzeba dużo nakładać, by starczyło na całe ciało :) 


2. Maseczka do cery tłustej 



Uwielbiam tą maseczkę, ze względu na jej bardzo dobre działanie, zwłaszcza, jeśli chodzi o moją cerę. Niweluje świecenie się, oczyszcza twarz, pory, pozostawia skórę gładką w dotyku, miękką, nie ściągniętą i odświeżoną. Efekt utrzymuje się około 2 dni (co i tak jest rekordem, jeśli chodzi o moją buzię, ponieważ zwykle używam maseczek wieczorem i nad ranem, skóra jest już zalana łojem :/). Minusem jest dla mnie cena - ponad 20 zł za opakowanie, ale uważam, że warto, ponieważ maseczka jest gęsta, więc wydajna, a mam ją od roku i zużyłam zaledwie pół opakowania.


3. Krem do stóp i dłoni 



Absolutny hit, jak dla mnie, jeśli chodzi o pomoc przy pękających piętach! Problem dziedziczny, do tego, jako że najczęściej noszę niskie buty, często mam problem z pękającymi piętami i dość dużą szorstkością stóp. Krem jest rewelacyjny!! Używam go po wypumeksowaniu stóp, zakładam skarpetki, a rano mam stópki jak niemowlak :) ponieważ krem jest bardzo gęsty i tłusty, doskonale odżywia skórę stóp i zmiękcza naskórek. Plusem jest cena, minusem dość słaba dostępność (szybko schodzi). Wielkie podziękowania, dla mojej rodzicielki, która krem wynalazła i uratowała mi życie - piątka mamo! :)

4. Bloker



Nie odważyłabym się używać go jako zwykłego antyperspirantu, ale problem pocenia rozwiązuje zawodowo. Wystarczy w pierwszym tygodniu użyć 3-4 razy pod rząd (raz dziennie) po czym 1-2 razy w tygodniu. Zapobiega poceniu i brzydkiemu zapachowi, wspomaga działanie antyperspirantu, jest wydajny i tani - około 5 zł. Bardzo mi pomógł, nienawidzę się pocić, czuję się wtedy na maksa niepewnie, ale regularne używanie tego produktu uwolniło mnie od problemu i wszystkim polecam :)

5. Krem pod oczy 




Cichy bohater. Doskonale rozjaśnia cienie, odświeża, przywraca skórze pod oczami świeższy wygląd. Idealnie nadaje się pod makijaż, ponieważ szybko się wchłania i nie zostawia zbyt tłustej warstwy. Nie wyobrażam sobie dnia bez niego! Krem dodatkowo rozświetla, ładne pachnie i zachęca niską ceną. Najlepszy krem pod oczy, jaki miałam, a uwierzcie mi, próbowałam wielu.


Z całą pewnością, jeszcze niejeden kosmetyk z Ziaji zagości u mnie na dłużej. Warto wspomnieć też o ich mydłach do ciała (zwłaszcza moim ulubionym, pomarańczowym - niestety zdjęć brak). Ziaja ma to do siebie, że sprzedaje dobre kosmetyki, łatwo dostępne i w przystępnej cenie. Szczerze polecam, bo uważam, że każdy znajdzie w szerokiej gamie kosmetyków, produkt dla siebie! :)


czwartek, 16 stycznia 2014

#7 - Maskary, która najlepsza?


Hej dziewczyny :)

Jestem obecnie posiadaczką czterech różnych maskar, których używam przy różnych okazjach. Testowałam w swoim życiu wiele maskar, ponieważ, gdy kończyła mi się jedna, kupowałam inną, której wcześniej nie miałam. Z reguły zależało mi na wodoodpornych produktach, ponieważ pracowałam i w zasadzie nadal pracuję w środowisku, w którym dobry wygląd to podstawa, więc nie może być mowy o tzw. "oczach pandy" ;)

Chciałam dzisiaj przedstawić wam 4 maskary, z niektórych jestem zadowolona, z innych mniej.

1. Thick And Fast by Soap And Glory 



Maskarę tą nabyłam razem z jakąś gazetą (była dołączona jako próbka) już dość dawno temu. Z początku jej nie używałam, testowałam wtedy inną, jednak po jakimś czasie zaczęłam i dołączyła do moich ulubionych pozycji. Po pierwsze, rzeczywiście pogrubia rzęsy i szybko schnie. Po drugie, z pogrubieniem idzie także wydłużenie, przez co oczy wydają się o wiele większe. Mimo, że maskara nie jest wodoodporna, pierwsze smugi pod oczami dostrzegam dopiero wieczorem, bez problemu wytrzymuje cały dzień, bez osypywania się. Wysoko wysoko na mojej liście.


2. Rocket Volume by Maybelline



Jestem z niej średnio zadowolona. Producent gwarantuje maksymalne wydłużenie, co nie do końca jest prawdą, bynajmniej nie zauważyłam takiego efektu na moich rzęsach. Plusem jest wygodna szczoteczka, średniej wielkości, która ułatwia aplikowanie. Maskara nie jest wodoodporna i niestety daje się we znaki, co jakiś czas trzeba kontrolować stan oczu, bo ma tendencję do osypywania się i rozmazywania, czego to bardzo nie lubię. Mimo, że Maybelline to jedna z moich ulubionych firm i posiadam całą gamę kosmetyków od nich, tusz nie do końca spełnia oczekiwania.


3. Super Extend Extreme by Avon 



Uzbierało mi się trochę kosmetyków z Avonu, nie obejdzie się także bez maskary. Używałam ją już wcześniej i byłam zadowolona. Maskara nie jest wodoodporna, ale wytrzymuje spokojnie kilka godzin bez osypywania się. Szczoteczka jest dość duża, bardzo wygodna w aplikacji. Wydłuża rzęsy bez sklejania. Mój kolor to navy blue, rewelacyjnie komponuje się z zielonymi oczami, daje na prawdę bardzo ładny kolor :)


4. 2000 Calorie by Max Factor 



Przyznaję się bez bicia, że jest to pierwszy mój produkt od Max Factor, jaki w życiu nabyłam i...cóż, odczucia do pozytywnych nie należą. Maskara jest wodoodporna, co jest dużym plusem, ALE...niestety koszmarnie się ją zmywa, nawet preparatami przeznaczonymi specjalnie do tego celu. Maskara rzeczywiście wydłuża rzęsy, choć kolosalnej różnicy to nie widziałam, co jednak jest ogromnym minusem to fakt, że koszmarnie długo schnie. A niestety rano nie mam czasu, by czekać nieskończenie długo na to, by móc pomalować oczy..


Podsumowując, ulubioną moją obecnie maskarą jest numer 1 z dzisiejszego posta, czyli cudeńko z Soap And Glory.

A wy testowałyście którąś z wyzej wymienionych? Jakie są wasze odczucia?




poniedziałek, 13 stycznia 2014

#6 - Odżywki do paznokci


Hej dziewczyny :)

Wpadam dzisiaj do was z recenzją odżywek do paznokci, jakich zdarzyło mi się używać. Mam duży problem z utrzymaniem moich paznokci w dobrym stanie, bo moja praca w największym stopniu wymaga użycia rąk, noszenia, przenoszenia, podnoszenia, otwierania, etc...często zahaczę o coś paznokciem i koniec :( 


Zastanawiałam się, może poradzicie mi jak same dbacie o paznokcie i czego używacie, a może macie coś z mojej kolekcji?


1. Cuticle Conditioner



Marka Avon. Zaczęłam jej używać jakieś pół roku temu i nie robię tego zbyt regularnie, niestety. Jedyna zaleta, jaką zauważyłam, było wyraźne zmiękczenie skórek, niestety jakiejś wielkiej pielęgnacji tam nie zauważyłam. Używa się stosunkowo prosto, zalet jednak mało. Wiem, że Avon nie jest marką na bardzo wysokim poziomie, ale bardzo cenię sobie niektóre ich produkty, zresztą 3 z 4 odżywek, które wam dzisiaj przedstawię, pochodzą właśnie z tej firmy.

2. Gel Strenght Base Coat



Znów Avon. Nie jest to co prawda typowa odżywka, ale używałam tego produktu dość długo, dla uzyskania ładnego połysku na paznokciach. Zadowolona byłam zresztą także z tego, jak ładnie przykrywał wszelkie niedoskonałości na paznokciach i stanowi doskonałą bazę pod lakier (również i na niego, co wielokrotnie robiłam)


3. 24k Gold Strenght



Ostatnia pozycja z bazy Avon. Według producenta, ma gwarantować siłę. Takowej nie zauważyłam. Nie utwardza paznokcia, nie odżywia go jakoś szczególnie, jedynie, jak w przypadku poprzedniej bazy, daje paznokciom ładny, złotawy połysk. 

4. Eveline 8in1



Kupiłam zachęcona całą masą pozytywnych recenzji i....mimo, że używałam jak producent nakazał, znów efekty marne, baaa odwrotne do zamierzonych. Zauważyłam, że paznokcie stały się bardziej łamliwe, poza tym, często po zmyciu zostają tzw "zacieki", których ciężko mi się pozbyć. Na moją mamę działa zupełnie odwrotnie i przynosi rewelacyjne skutki, nie wiem więc czemu na mnie nie działa w ogóle :(


Używałyście którejś z wymienionych pozycji? Jakich innych używacie do wzmocnienia paznokci, które mogłybyście polecić?





piątek, 10 stycznia 2014

#5 - Yankee Candle


Witajcie :) 

Chciałam dzisiaj przybliżyć wam (a w zasadzie tym, co jeszcze nie znają) cudowne Yankee Candle.

Fanką tych świec jestem już od dość dawna, ale głębiej zainteresowałam się nimi około września ubiegłego roku. 

Na początku była to tylko niewinna fascynacja, która powoli przeradza się w małą obsesję.

Tak przedstawia się część mojej kolekcji : 



Nie jest ona zapewne zbyt imponująca dla yankeecandlemaniaczek ale jest to zaledwie część, którą mam ze sobą tu, na emigracji. Druga część jest w domu w Polsce, oczekując na mój rychły przyjazd :)





I kominek, w którym palę :



Część mojej kolekcji wygrałam w konkursie organizowanym przez polskie oficjalne forum YC, na które serdecznie zapraszam! http://www.yankeecandle.pun.pl/ :)

Na dzisiejszy wieczór zaplanowałam gorącą kąpiel i zakopanie się w łóżku z dobrą książką. Jak uważacie, który zapach powinien mi towarzyszyć? ;)

A wy?

Znacie, lubicie? Który zapach darzycie największą miłością? :)




środa, 8 stycznia 2014

#4 - DIY : Rozświetlający tonik dla każdego rodzaju cery (recenzja)



Wspominałam już we wcześniejszych postach, że mam duży problem z cerą. Poza tym, że się przetłuszcza i niestety, pory są bardzo widoczne, jest również poszarzała i zmęczona, co dodaje mi niestety kilku lat..

Postanowiłam więc zmotywować się i zacząć dbać o cerę również domowymi sposobami, zamiast katować ją kosmetykami, zwłaszcza, że odnoszę czasami wrażenie, że szkodą mi, zamiast pomagać...

Poszperałam w internecie i znalazłam prosty przepis na odświeżający tonik. Co prawda jest on z reguły polecany do skóry suchej i naczynkowej, ALE..wystarczy mała modyfikacja i na tłustą też się nada :)

Czego potrzebujemy?

- Małą butelkę lub słoik
- Wodę
- Cytrynę
- Wyciąg w oczaru wirginijskiego

W proporcjach :

- Pół szklanki soku z cytryny
- Szklanka wody
- 2/3 szklanki oczaru wirginijskiego

WAŻNE!

W aptekach oczar dostępny jest pod różnymi postaciami - kremu, mydła, żelu etc. Nam chodzi o konkretny wyciąg z niego, rozpuszczalny w wodzie. Cena w granicach 8 zł.

Wszystkie składniki należy wymieszać ze sobą w podanych proporcjach. Gdy tonik jest już gotowy, należy dokładnie oczyścić twarz, a następnie nanieść tonik na wacik i dokładnie rozprowadzić na całej twarzy. Następnie nanosimy krem nawilżający i...voila! :)

BENEFITY :

- Oczar wirginijski ma właściwości antyseptyczne, antybakteryjne, redukuje niedoskonałości, ściąga pory
- Cytryna rozjaśnia skórę

A NA KONIEC...

Wspomniałam wyżej, że mimo, iż tonik nadaje się głównie do cery suchej i naczynkowej, można bez problemu używać go także na skórze tłustej - wystarczą dwie, trzy krople olejku z drzewa herbacianego. Działa przeciwzapalnie, antybakteryjnie, a w połączeniu z tonikiem, działa cuda.

Powodzenia!! :)




poniedziałek, 6 stycznia 2014

#3 - Emigracyjne perełki


Witajcie :)



Chciałam wam dzisiaj przedstawić kilka produktów, zakupionych na emigracji, których nie widziałam jeszcze w Polsce - nie wiem czy są dostępne, czy nie, wiem, że nie ma ich u mnie :) - wśród przedstawionych, są hity i kity, ponieważ nie każdy produkt kupiłabym ponownie i mówiąc szczerze, niekoniecznie je zużyję.


1. Peeling "I Love..."




W skali ocen 5/10.

Dlaczego?

Peeling ma rzeczywiście kremową konsystencję, co jest zdecydowanie na plus. Co jest na minus, to dość minimalne ścieranie - peeling nie zawiera wielu ścierających drobinek i zdecydowanie nie nadaje się do pielęgnacji bardziej wymagającej skóry. Do tego dochodzi zapach - ciężki i zbyt słodki, na skórze wręcz przyprawia o mdłości. Lubię kosmetyki z tej serii - głównie żele pod prysznic - ale peeling mnie nie zachwycił, nie zużyję go zapewne do końca.

2. Peeling "Victoria's Secret"




W skali ocen 10/10.

Dlaczego?

Mnóstwo, na prawdę mnóstwo ścierających drobinek! Peeling jest bardzo gęsty, wydajny i cudownie pachnie. Tego typu produktów używam zawsze na suchą skórę, po czym spłukuję. W tym przypadku niemożliwym jest użycie go na sucho, należy jednak nieco zwilżyć skórę. Efekty bardzo mnie zadowalają, skóra jest dobrze złuszczona, nawilżona i pachnąca. Zdecydowanie kupiłabym ponownie :)

3. Wypełniacz zmarszczek "Trish McEvoy"




W skali ocen 5/10.

Dlaczego?

Nie zachwycił mnie, chociaż nie spodziewałam się cudów. Mam niestety problem z cienami pod oczami, których za nic nie mogę się pozbyć i niczym nie potrafię zakryć. Wypełniacz co prawda nieco spłyca bardziej widoczne linie pod oczami, nie trzyma się jednak zbyt długo i nie daje spektakularnego efektu, niezależnie od tego, czy nakłada się potem makijaż, czy nie. Zapewne wykończę go, ale nie kupię więcej.

4. Woda toaletowa "Victoria's Secret"




W skali ocen 8/10.

Dlaczego?

Świeży, choć jak w przypadku VS, również bardzo słodki. Grapefruitowa nuta zapachowa. Dałam mu 8 punktów, ponieważ nie jestem w stanie ocenić, jak długo będzie się trzymać na skórze. Nie próbowałam go jeszcze, czeka na specjalną okazję :) jeśli jednak sprawdzi się, z pewnością jeszcze po niego sięgnę.

5. Benefit "Porefessional"



W skali ocen 9/10.

Dlaczego?

Mam niestety bardzo wymagającą, tłustą skórę i widoczne pory. Próbowałam już wszystkiego, by je zakryć, ale każda próba kończy się fiaskiem, naszła mnie nawet myśl, że nie ma kosmetyku stworzonego dla mnie, bo żaden podkład nie radzi sobie z tym zadaniem :( ten kosmetyk jednak podołał, no przynajmniej częściowo. Nadaje się pod makijaż dzięki lekkiej formule, rzeczywiście zakrywa nieco pory, ale nadaje się z pewnością dla dziewczyn, mających mniejsze problemy z cerą, niż ja. Mimo to daję 9 punktów, bo to najlepszy tego typu kosmetyk, jaki miałam :)


6. Błyszczyk "Victoria's Secret"



W skali ocen 7/10.

Dlaczego?

Jak w przypadku VS, o czym już wspominałam, kolorowo i słodko. Na plus. Co mi się bardzo nie podoba to fakt, że błyszczyk jest strasznie gęsty, ciężko go rozprowadzić i jest bardzo klejący. Dyskomfort podczas mówienia, bo skleja usta, strasznie klei też palce, jeśli się go dotknie.

7. Peeling do ust "LUSH"



W skali ocen 7/10.

Dlaczego?

Ładny zapach, na plus. Jednak smak już niekoniecznie. Zastosowanie peelingu banalnie proste, w założeniu ma ścierać i nawilżać, jak jest na prawdę...tylko ściera. Do tego ta czekolada, smakuje jak terpentyna. Nie zagości u mnie więcej. Zdecydowanie wybieram peeling domowej roboty, z połączenia miodu i cukru. Dobrze ściera i nawilża, a do tego te słodkie i całuśne usteczka, mmm :)

8. Balsam do biustu "Beauty Parlour"



W skali ocen 3/10.

Dlaczego?

Nie wiem w zasadzie, po co kupiłam. Szukałam kosmetyku nawilżającego na te wrażliwe okolice, niestety, ten produkt mnie nie zachwycił. Używałam go jakiś czas, nie zauważyłam żadnych zmian na lepsze, żadnego nawilżenia, do tego dostałam paskudnej wysypki :( nie poleciłabym nikomu. I sama też się już nie pokuszę.


A wy? Jakie macie ulubione kosmetyki do pielęgnacji ciała, ust? A może miałyście okazję spróbować kiedyś tych, o których dzisiaj mówiłam? :)